środa, 5 lutego 2014

Rozdział II - Ulica Pokątna

Dzień zapowiadał się pięknie. Pierwsze promienie słońca przeciskały się przez szybę, by swymi promieniami delikatnie pieścić twarz młodej gryfonki. Odsłaniając powoli powieki, rozejrzała się po pokoju i przypomniała sobie wczorajszy wieczór. Od razu uśmiechnęła się do swoich myśli i stwierdziła, że będzie musiała podziękować bliźniakom. Wstała po cichu z łóżka tak, by nie obudzić Rudej. Poszła do łazienki i wzięła ciepły prysznic. Uśmiech nie schodził z jej twarzy. Dawno nie czuła się tak wypoczęta. Gdy wróciła do pokoju zobaczyła, że zajmowane przez rudą przyjaciółkę łóżko jest wolne, a po pokoju porozrzucane jest mnóstwo ubrań.


- Co Ty robisz? - zapytała Mionka.
- Jak to co? Idziemy na pokątną po sukienki. - odpowiedziała Ruda. Miona spojrzała na nią z niezrozumieniem.
- Po jakie znowu sukienki?
- Przecież w tym roku jest organizowany bal z okazji rocznicy Bitwy o Hogwart.


Hermionie coś zaczęło świtać.


- No tak. Całkiem zapomniałam.
- Ubieraj się i lecimy. - Ginny wyjęła sobie żółtą letnią sukienkę, zaś Hermiona niebieskie spodenki i białą bokserkę.
- O nie moja droga. - Ruda popatrzyła na przyjaciółkę, - Zakładasz kieckę.
- Ale…
- Nie ma żadnego "ale" - panna Weasley nie dała za wygraną. - Masz i zakładaj ją bez żadnego gadania.
Mionka spojrzała na sukienkę. Gdy już ją założyła sięgała jej do połowy ud. Dobrała odpowiednie dodatki i wzięła się za makijaż oraz układanie włosów. Dziewczyny spojrzały w lustro. Uznając, że są gotowe zeszły na śniadanie.


- Gdzieś się wybieracie? - zapytał Ron widząc, że dziewczyny szybko wchłonęły swoją część posiłku.
- Tak. A co? - zapytała Ruda.
- To idę z wami.
- Wybacz Ron, ale to jest babski wypad. - powiedziała stanowczo Hermiona
- Mionka…
- Uspokój się - zaczęła się powoli irytować.
- Jesteś moją dziewczyną i nie puszczę Cię tam samej.
- Ronaldzie Weasley. - Harry wiedział, że nie wróży o nic dobrego. Hermiona rzadko się tak zwracała, a jeżeli już to musiała być bardzo zdenerwowana. - Przeżyliśmy wojnę, pokonaliśmy Voldemorta, a na głupią Pokątną nie mogę iść? Zresztą nie będę sama. Ginny idzie ze mną! - spojrzała na Harry’ego błagalnym wzrokiem.
- Ron - zaczął wybraniec - Hermi ma rację. Jest dorosła. A na Pokątnej jest wiele innych czarodziei. Zresztą jak wspomniała nie będzie sama.
- Nie zgadam się i tyle! - odpowiedział Rudy
- Sam tego chciałeś - Hermiona wręcz wysyczała to w twarz swojemu chłopakowi- Ginny idziemy. Nie mam zamiaru spędzić z nim ani minuty dłużej.
Wszyscy zbyt zszokowani wybuchem panny Granger patrzyli jak bierze torebkę i różdżkę, po czym znika w zielonych płonieniach w kominku.


Pierwsza oprzytomniała Ginny.
- Zadowolony z siebie? - powiedziała i pognała za przyjaciółką.

- Mionka, Mionka, zaczekaj!- krzyczała i z trudem, ale dogoniła brązowowłosą. - Uspokój się.
- Ginny jak mam się uspokoić?- zapytała Hermiona ze łzami w oczach.
- Wiem, że to dupek, ale teraz głowa do góry. Pierś do przodu. Ocieramy oczka i idziemy na lody. - Panna Granger mimowolnie się uśmiechnęła. Ginny zawsze wiedziała jak poprawić jej humor.
Po zjedzonych już lodach dziewczyny postanowiły wziąć się za szukanie sukienek. Chodziły już półtorej godziny po różnych sklepach, lecz nie znalazły nic odpowiedniego dla siebie. Został już tylko jeden sklep. Nad nim wisiał napis “Twilfitt i Tattings”.


- Jesteś pewna, że chcesz tam iść? - zapytała Ginny.
- A mamy jakieś inne wyjście? - odpowiedziała Hermiona pytaniem na pytanie.
- Chyba nie.


Przyjaciółki wzięły głęboki wdech, spojrzały po sobie i weszły do środka.Wnętrze sklepu sprawiło, że osłupiały. Spodziewały się czarnego wystroju i wszystkiego co związane z czarną magią. Jednak rzeczywistość okazała się całkiem inna. Było jasno i przytulnie. Od razu podeszła do nich ekspedienta.
- Dzień dobry. Czy mogłabym w czymś Paniom pomóc?
- Szukamy sukienek na bal. - pierwsza oprzytomniała Ginny.
- Już. Proszę chwileczkę zaczekać. - powiedziawszy to ruszyła wewnątrz sklepu.


Hermiona rozglądała się po pomieszczeniu. Nagle jej wzrok przykuła pewna dziewczyna szukająca pośród wieszaków sukienki. Miała lekko kręcone, ciemno brązowe włosy i była niska. Zdawało jej się, że już gdzieś ją widziała. Z rozmyślań wyrwała ją Ginny.


- Mionka! Hallo? Żyjesz?
- Co? Ah.. Tak, tak.
- Co się stało?
- Widzisz tą dziewczynę tam? - Hermiona spojrzała w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą stała brązowowłosa.
- Jaka dzieczyna Hermi?
- Jeszcze nie dawno tam była.
- Tutaj nie ma nikogo oprócz nas. Musiałaś się przewidzieć.
- Tak. Chyba masz rację - panna Granger już nie zawracała sobie tym głowy.


- No proszę. Przymierzcie. - Blondwłosa kobieta dała przyjaciółkom sukienki, poczym poszły do przymierzalni. Wyszły z nich równocześnie. Jedyne co były w stanie powiedzieć to:


- Bierzemy.



***


Po ulicy Pokątnej spacerował pewien blond włosy Ślizgon. Wszedł na chwilę do księgarni “Esy i Floresy” by kupić książki na ostatni rok szkoły. Chodził między półkami szukając odpowiednich podręczników. W pewnym momencie zauważył brązowowłosą dziewczynę. “Miałem jej nie wyzywać. Obiecałem to Blaise’owi, choć sam nie wiem czemu , ale przecież nikt nie zabroni mi jej podenerwować”. Z taką myślą i kpiącym uśmieszkiem na ustach skierował się do dziewczyny. Stanął za jej plecami i powiedział:


- No, no Granger. Myślałem, że już kupiłaś i przeczytałaś wszystkie książki jak na kujonkę przystało.


Odpowiedziała mu cisza. Lekko już zirytowany odezwał się chłodniejszym tonem.


- Granger. Do jasnej cholery nie udawaj, że mnie nie słyszysz!
- Przepraszam, ale nie znam żadnej Granger. - odezwała się w końcu brązowowłosa i nie przejmując się obecnością Ślizgona zaczęła dalej przeszukiwać półki. Trochę zdziwił go głos Gryfonki, ale nie zaprzątał sobie tym głowy.
- Wypierasz się własnej tożsamości?
- Niczego się nie wypieram! - powiedziała głośniej dziewczyna i spojrzała na Draco. Gdy tylko zobaczył jej twarz doznał szoku. Owszem była podobna do Hermiony i to bardzo. Można rzec, że była prawie identyczna. Oprócz oczu. Granger miała brązowe a ona niebieskie.


- Czemu się tak na mnie patrzysz? - zapytała spokojnie dziewczyna.
- Przepraszam. Pomyliłem Cię z kimś.
- Zauważyłam. Jestem Jessica White a nie jakaś Granger.  - uśmiechnęła się.
- Yyy… Malfoy. Draco Malfoy. - odwzajemnił uśmiech i podał dłoń niebieskookiej. - Nie widziałem Cię tu wcześniej.
- Bo mnie nie było. Chodziłam do Durmstrangu, ale rodzice przenieśli mnie na ostatni rok do Hogwartu.
- A więc..
- Nie zaczyna się zdania od “a więc” - przerwała mu zadziornie.
- A WIĘC - powiedział naciskając na te dwa słowa - będziemy chodzić razem do szkoły.


White uśmiechnęła się tylko i spojrzała na zegarek.


- O nie.. Ale się zasiedziałam. Muszę już iść. Do zobaczenia.
- Na razie.


Jessica szybko wybiegła z księgarni zostawiając Dracona pogrążonego we własnych myślach. “Jest tak podobna do Granger. Włosy- długie lekko kręcone i brązowe, głos trochę wyższy, ale podobny, ruchy też ma takie same. Tylko oczy. Ten ocean, w którym można utonąć.”
STOP! “O czym Ty w ogóle myślisz?” skarcił się. “A jeżeli to siostra tej szlamy? Nie to nie możliwe, przecież sama powiedziała, że prz
eprowadziła się tu z rodzicami. DOŚĆ! Okaże się kim jest jak się spotkacie w Hogwarcie.”
W takim przekonaniu, kupił potrzebne mu książki i wrócił do domu.


***
- Blaise? Co Ty tu robisz? - zapytał Draco wchodząc do SWOJEGO pokoju, widząc Diabła rozwalonego na JEGO łóżku i pijącego JEGO ognistą.
- Leże, nie widać?
- Nie bądź taki dowcipny.
-Czekam na Ciebie idioto, już od godziny. Umówiliśmy się na 18, a jest 19!
-Cholera. Całkiem zapomniałam. Zasiedziałem się w księgarni.
- Co?
- Zasiedziałem się w księgarni.
- Co? Ty? W księgarni? Musiałeś mieć jakiś powód, bo nie uwierzę, że zaczytałeś się w jakiejś książce.
- Owszem. Miałem powód. - odparł Draco z uśmiechem.
- Czego się tak szczerzysz? Lepiej powiedz jaki. - niecierpliwił się Diabeł.
- Granger. Znaczy Jessica. - powiedział Smok.
- To w końcu Granger czy Jessica? Zastanów się! A może Jessica Granger? Hmm.. - zamyślił się Zabini - Granger ma siostrę?
- Nie. Nie ma. Jessica White. Ta dziewczyna mnie zatrzymała. Zresztą powiem Ci od początku. Idę sobie Pokątną, wczodzę do księgarni, patrzę a tam Granger stoi przy książkach.
- Granger?Przed chwilą mówiłeś o jakiejś Jessice White. - przerwał Diabeł.
- Gdybyś nie przerywał już byś wiedział.
- Ok, ok.
- No to widzę Granger. Zamknij się. - warknął Smok widząc, że Blaise otwiera buzię. - Pomyślałem sobie, że trochę jej podokuczam jak to mam w zwyczaju. Nie, nie wyzywałem jej od szlam. - uprzedził z odpowiedzią zanim Zabini zadał pytanie. - Obiecałem Ci i słowa dotrzymam. Podszedłem do niej i zacząłem gadkę, ale ona nie reagowała. Zdenerwowałem się, bo przecież nikt mnie nie olewa. Wtedy powiedziałem: “Granger. Nie udawaj, że mnie nie słyszysz”. Ona do mnie, że nie zna nikogo takiego. Wtedy się trochę zdziwiłem. Głos kapkę mi nie pasował, ale pomyślałem, że ma chore gardło, albo coś. Więc zapytałem czy wypiera się swojej tożsamości, ale wtedy się wkurzyła i podniosła głos, że się nie wypiera i się odwróciła. Mówię Ci stary. No identyczna jak Granger! - zakończył entuzjastycznie swoją opowieść młody Malfoy.
- Faktycznie dziwne. - pomyślał na głos Blaise.
- Ale oczy miała niebieskie. A Granger ma brązowe.
- To fakt. Zaraz, zaraz skąd wiesz, że ma brązowe? - zapytał Zabini
- Jakbyś patrzył w te oczy od 7 lat też byś je zapamiętał. - odpowiedział.
- A może jednak Ci się podoba?
- To jest SZLAMA! Ile razy mam Ci powtarzać?
- Dobra już dobra. Ale to dziwne. Z tego co mówisz faktycznie wyglądała jak Hermiona. - odpowiedział Blaise.
- Od kiedy mówisz do niej po imieniu? - zdziwił się Draco.
- Od kiedy skończyła się wojna? - odpowiedział jakby to było oczywiste.
- Eee? Zresztą nie ważne.Nazywaj ją sobie jak chcesz. - odparł Malfoy.
- Ale jesteś pewien, że to nie siostra Hermiony? - drążył temat Blaise.
- Tak, jestem. Po pierwsze ma nazwisko White. Po drugie mówiła, że jej nie zna. Po trzecie chodziła wcześniej do Durmstrangu.
- No to skąd to podobieństwo między nimi dwiema? - zastanawiał się Diabeł.
- Nie mam pojęcia - wzruszył ramionami Smok - Wszystkiego dowiemy się w szkole.
- Masz rację. Lepiej nie zaprzątać sobie tym głowy. Nalać Ci? - Zapytał Zabini zmieniając temat.
- Owszem. Trzeba będzie ściągnąć Notta i jeszcze kilkoro Ślizgonów. - Draco już zapomniał o niebieskookiej.
- Po co?
- Trzeba uczcić ostatnie dni wakacji. Myślałem o moim domku nad morzem. Co Ty na to? - zapytał Malfoy.
- Jak dla mnie bomba. Tylko, żeby się tam nie potopili, jak im strzeli do głowy, żeby się kompać pijani.
- Spokojnie, wszystkim się zajmę.
Ślizgoni jeszcze długo rozmawiali na temat imprezy. W końcu wykończeni i pijani nawet nie wiedzieli kiedy zasnęli.


***
Witam! Albo mi się wydaje, albo trochę krótkie te rozdziały są.
Piszcie swoje odczucia. <3

Dziękuje za zbetowanie Saszce ;* Zapraszam do niej http://beatus-qui-tenet.blogspot.com/

Pozdrowienia Hermiona Malfoy

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Rozdział I - Wszystko od początku

Kolejny dzień wakacji dobiegł końca. Hermiona Granger, która pomagała w odbudowie szkoły, rzuciła się na łóżko ze zmęczenia. Po wojnie z Czarnym Panem trzeba było pomóc, żeby Hogwart wrócił do swojej dawnej postaci. Leżąc na swoim łóżku rozmyślała o tym, co działo się zaledwie trzy i pół miesiąca temu. Przeszedł ją dreszcz, a jednocześnie poczuła ulgę, że wszystko wróciło do normy. Odnalazła rodziców i zwróciła im pamięć. Bardzo cieszyło ją to, że znów mogła żyć spokojnie z państwem Granger.

Złota Trójka, czyli Harry, Ron i Hermiona nie musieli kończyć szkoły. Jednak brązowowłosa nie dopuszczała do siebie myśli, by nie ukończyć Hogwartu. Zawsze była wzorową uczennicą i chciała do niego wrócić. Zresztą szkoła była jej drugim domem. Po wielu przemyśleniach, w końcu udało jej się zasnąć. Jednak niedane jej było spać spokojnie. Sny, które ją nawiedzały prawie każdej nocy po wojnie, dziś też dały o sobie znać. Śnił jej się moment, w którym rzucała zaklęcie zapomnienia na swoich rodziców. Jak ze łzami w oczach opuszczała swój dom, którego mogła już więcej nie zobaczyć. Kolejny urywek przedstawiał śmierć Syriusza Black’a. Widziała zielone światło wydobywające się z różdżki śmierciożerczyni Bellatrix i płaczącego Harry’ego. Ostatnia scena ukazywała jej tortury w Malfoy Manor. Bellatrix śmiejącą się z zadawanego jej bólu, krwawiącą rękę i napis „Szlama” na przedramieniu.

Obudziła się rano cała zalana potem. Rozejrzała się po pokoju, gdy stwierdziła, że wszystko w porządku spojrzała na zegarek. Była 8:30. Wstała więc leniwie z łóżka i wolnym krokiem udała się do łazienki. Wzięła ciepły prysznic, by zmyć nocne koszmary. Po powrocie z kąpieli otworzyła szafę i zaczęła szukać odpowiedniego dla siebie stroju. Dziś miała jechać do Nory, by odwiedzić swoją przyjaciółkę - Ginny oraz spędzić ostatnie dwa tygodnie w miłym towarzystwie. Chociaż rzadko nosiła sukienki oraz szpilki zdecydowała, że ta okazja jest dobra by się tak ubrać. Po półgodzinnym przymierzaniu różnych sukienek zdecydowała się na turkusową z czarnym paskiem w tali oraz białe bolerko na długi rękaw, by przykryć bliznę na ręce. Spojrzawszy w lustro stwierdziła, że trochę wyładniała. Nabrała kształtów tam gdzie trzeba i twarz z dziewczęcej stała się kobieca. Po nałożeniu delikatnego makijażu i uczesaniu włosów w zgrabny kok zeszła na dół na śniadanie. Rodzice Hermiony nakryli już do stołu. Pan Granger nie mógł się powstrzymać i powiedział na głos swoje myśli.

- No córeczko! Z brzydkiego kaczątka wyrósł naprawdę piękny łabędź.
- Oh… Tato- Hermiona spojrzała z lekką obrazą- Czyli kiedyś byłam brzydka tak ?
- Skarbie, nie to tata miał na myśli. Prawda?- Pani Granger spojrzała wymownie na swojego męża.
- Tak, tak. Oczywiście. Chodziło mi, że stałaś się jeszcze piękniejsza.- Po czym uśmiechnął się ciepło do córki.

Po zjedzonym śniadaniu Hermiona udała się do swojego pokoju. Spakowała do końca swoje rzeczy, nałożyła na stopy szpilki i razem z kufrem pełnym książek i innych rzeczy wyszła z pokoju. Jako, że miała już 17 lat i była pełnoletnią czarownicą, rzuciła na swój bagaż zaklęcie zmniejszające i schowała do torebki. Gdy zeszła po schodach pożegnała się z rodzicami i teleportowała pod drzwi Nory. Ginny widząc przez okno czekającą pod domem przyjaciółkę od razu zbiegła na dół i otworzyła drzwi.

- Hermiona- zawołała Ruda.
- Cześć- dziewczyny przytuliły się do siebie.
- Jak Ci minęły wakacje?- zaczęła Ginny wchodząc z przyjaciółką do swojego pokoju.
-A wiesz. Nic specjalnego. Przeczytałam chyba już wszystkie książki do szkoły i pomogłam w jej odbudowie. A Ty jak?
- Wiesz jak to u nas. Fred i George cały czas wywijają numery Ronowi i reszcie rodziny. Harry i Ron przez chłopakami zamykają się w pokoju. A mama cały czas na nich wrzeszczy. Czyli normalka. – uśmiechnęła się Ruda. Zdążyła dokończyć i przed nimi z wielkim hukiem zmaterializowali się bliźniacy.
- Ahh. Czyli słuch nas nie zawodzi. Przybyła do nas Hermiona! – rzekł uradowany Fred.
-Hermi, ale wyładniałaś. – krzyknął George.
Dziewczyna na te słowa zarumieniła się.
- Dzięki za komplement. – uśmiechnęła się czując, że jej policzki płoną. Zanim się zorientowała usłyszała tylko trzask i chłopców już nie było.
            Dziewczyny zbiegły na dół przywitać się z panią Weasley.
- Hermiona! – ucieszyła się na jej widok Molly.
            W Norze zawsze była mile widziana. Odkąd chodziła z Ronem nie odstępował jej na krok. Tak było też w tym wypadku. Zbiegł na dół i rzucił się szatynce na szyje prawie ją dusząc. Chłopak nie dawał jej spokoju, w końcu zdenerwowana krzyknęła:
- Ron!
- Co?
- Mógłbyś przestać? Wszędzie za mną łazisz! Chcę porozmawiać z Ginny. – powiedziała już zdenerwowana.
- Oh. Musisz? Będziecie miały dla siebie całą noc. – młody Weasley nie był zadowolony pomysłem dziewczyny.
- Słuchaj. Jest godzina dwudziesta druga. Chciałabym się jeszcze wykąpać! Ty też powinieneś się położyć.
- No dobra. – powiedział obrażony – Dobranoc – dodał całując ją w policzek.

            Wchodząc do pokoju zauważyła, że Ginny przebrana w piżamy, leży na łóżku.
- Aaa… Wykończy mnie Twój brat! – Hermiona nie kryła swojego zdenerwowania.
- Co zrobił tym razem? – zapytała z uśmiechem na ustach Ruda.
- Ciągle za mną łazi. Nie daje mi chwili wytchnienia. Nie długo to w łazience będzie mnie pilnował!
            Panna Weasley zaczęła się śmiać na cały dom. Hermiona widząc, co się dzieje, rzuciła szybko zaklęcie wyciszające, żeby nikogo nie zwabić do pokoju.
- Z czego tak się śmiejesz? – zapytała coraz bardziej tracąc cierpliwość.
- Jesteś taka urocza jak się złościsz. – ledwo wydusiła z siebie Ginny. Hermiona wyprowadzona z równowagi udała się do łazienki nie zapominając widowiskowo trzasnąć drzwiami. Po odprężającej kąpieli uspokoiła nerwy i wróciła do pokoju.
- Już lepiej? – zapytała Ruda.
- Tak- odetchnęła Herm – Ginny mogę z Tobą porozmawiać?
- Pewnie. Co się stało?
Hermiona nie odpowiedziała od razu. Zastanawiała się jak to zrobić.
- Bo chodzi o to, że… - zawahała się.
- No powiedz co Ci leży na sercu. – przyjaciółka zachęcała ją do odpowiedzi.
- No, bo chodzi o Rona. Ostatnio coraz bardziej mnie irytuje, łazi wszędzie za mną. Nie mam chwili spokoju. Jak odbudowywaliśmy Hogwart było tak samo. Nie mogłam z nikim porozmawiać, bo zaraz miał jakieś pretensje do mnie. – gdy tylko skończyła poczuła się dużo lżej. Ginny badawczo spojrzała na przyjaciółkę, jednak jej twarz nie wyrażała żadnych emocji.
- Czemu wcześniej mi tego nie powiedziałaś? – Ruda patrzyła podejrzliwie na Hermionę.
- Myślałam, że się zmieni, że po ostatniej kłótni coś do niego dotarło, ale jest jeszcze gorzej. No i jesteś jego siostrą. – ostatnie zdanie powiedziała nieco ciszej.
- To, że jestem jego siostrą nie oznacza, że nie możesz ze mną o nim rozmawiać. – odpowiedziała spokojnie młodsza. Brązowowłosa uśmiechnęła się i zaszklone czekoladowe oczy skierowała na przyjaciółkę.
-Dziękuje – tylko tyle zdołała z siebie wydobyć.
- Nie ma za co. Pamiętaj, że ja jestem zawsze. – rudowłosa podeszła i przytuliła przyjaciółkę.
- A teraz choć spać.

            Jak najmłodsza Weasley powiedziała, tak też zrobiły. Gdy tylko Hermionie udało się zasnąć, koszmary wróciły. Bellatrix, nóż wbijający się w jej rękę, zielone światło i śmierć. W oddali dochodziły do niej krzyki Ginny.

- Hermiona, Hermiona, HERMIONA!

            Otworzyła oczy. Dalej znajdowała się w pokoju przyjaciółki, która patrzyła na nią z troską.
- Co się stało? – zapytała Hermiona.
- Jak to co? Rzucałaś się po całym łóżku jak opętana. Krzyczałaś strasznie.
„No tak” pomyślała brązowowłosa. W domu zawsze rzucała zaklęcie wyciszające na pokój, żeby rodzice nie musieli się martwić.
- Przepraszam
- Ale za co przepraszasz Mionka?
- Za to, że Cię obudziłam.
            Ginny przewróciła tylko oczami, przytuliła do siebie Hermionę i powiedziała:
- Herm co się dzieje?
- Nic – odpowiedziała, a do jej oczu zaczęły ciskać się łzy.
- Jak to nic. Przecież widzę. – Ruda nie dawała za wygraną.
            Panna Granger wzięła się w garść i opowiedziała o swoich koszmarach.
- To się ciągnie od zakończenia wojny! Co noc to samo. Te same sceny, te same sny. – powiedziała i pozwoliła popłynąć kryształowym łzom. Najmłodsza Weasley’ówna mocniej przytuliła Hermionę i gładziła po włosach. W pewnym momencie Rudą olśniło.
- Mam pomysł! – krzyknęła i wyleciała z pokoju zostawiając przyjaciółkę samą. Z wielkim hukiem wpadła do pokoju bliźniaków, którzy jak gdyby nigdy nic, grali w czarodziejskie szachy.
- Jesteście mi potrzebni. A tak dokładnie to jeden z waszych wynalazków! – powiedziała na jednym wdechu.
- Co się stało? – zapytał Fred.
- I jaki wynalazek byś chciała? – dodał George.
- Te wasze Gumy Snu. Potrzebne mi na teraz.
- Yyy… Powiesz wreszcie, o co chodzi? Po co Ci te gumy? – drążył temat Fred.
- Nie ważne. Po prostu są mi potrzebne. – Ginny w coraz bardziej poirytowana pytaniami braci zacisnęła pięści. Bliźniacy widząc, w jakim stanie jest ich siostra postanowili o nic więcej nie pytać.
- Mam! – krzyknął po kilku minutach poszukiwania George i dał Rudej jedną gumę.

Hermiona wpatrzona cały czas w drzwi, za którymi zniknęła jej przyjaciółka, myślała, na co mogła wpaść. Po około 10 minutach wróciła do pokoju.
- Trzymaj – uśmiechnęła się Weasley.
- Co to jest? – zapytała Miona patrząc na małą kulkę w ręce.
- Gumy Snu. Bliźniaki wymyślili to z jakieś pół roku temu. Zapadasz w sen na 8 godzin i nic Ci się nie śni. Nikt nawet nie może Cię obudzić przed czasem. – Hermiona z niedowierzaniem patrzyła na Ginny.
- Jak to możliwe? – zapytała – Nawet Eliksir Słodkiego Snu mi nie pomagał.
- Nie wiem, ale warto spróbować. Nie masz nic do stracenia- Ruda patrzyła i czekała, aż brązowowłosa dziewczyna weźmie do buzi gumę. Gdy tylko to się stało, nie zdążyła nawet dwa razy porzuć i już opadła na poduszki. Ginny widząc, co się dzieje szybko pomogła ułożyć się przyjaciółce i sama poszła spać. 

***

No i mam pierwszy rozdział za sobą ;)
Mam nadzieje, że spodoba się wam ;)

Dziękuje Saszce za zbetowanie ;)  http://beatus-qui-tenet.blogspot.com

Pozdrowienia Hermiona Malfoy

niedziela, 19 stycznia 2014

Bohaterowie


Hermiona Jane Granger
Data urodzenia: 19.09.1979
Status Krwi: Mugolak


Draco Lucjusz Malfoy
Data urodzenia: 05.06.1980
Status Krwi: Czysta 


Jessica Alex White
Data urodzenia: 15.08.1980
Status krwi: Czysta



Fred i George Weasley
Data urodzenia: 01.04.1978
Status Krwi: Czysta



Blaise Zabini
Data urodzenia: 31.05.1980
Status Krwi: Czysta 



Ginny Molly Weasley
Data urodzenia: 11.08.1981
Status Krwi: Czysta



Harry James Potter 
Data urodzenia: 31.07.1980
Status Krwi: Półkrwi



Pansy Parkinson
Data urodzenia: 11.02.1980
Status Krwi: Czysta



Ronald Billius Weasley 
Data urodzenia: 01.03.1980
Status Krwi: Czysta



Dafne Greengrass 
Data urodzenia: 18.01.1980
Status Krwi: Czysta


Astoria Greengrass 
Data urodzenia: 25.11.1982
Status Krwi: Czysta


Astria Middle
Data urodzenia: 03.12.1980
Status Krwi: Czysta 


Katherina "Katie" Malfoy
Data urodzenia: 14.02.1981
Status Krwi: Czysta 


czwartek, 2 stycznia 2014

Prawda cz. II

Obudził mnie czyjś stłumiony krzyk. Otworzyłam leniwie oczy, myśląc, że zobaczę swój pokój. Jednak wydarzenia z dnia poprzedniego wróciły ze zdwojoną siłą. Strach, ból, gwałt, krzyk i prawda. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Moi przyjaciele już nie spali. Stłumiony krzyk pochodził od Pansy. Jej zszyte usta przyciągnęły do siebie Chrisa. Wszedł do pokoju w samych spodniach i od razu skierował się do mojej przyjaciółki.

- Mówiłem Ci, że masz tak nie wrzeszczeć, bo skończy się to dla Ciebie źle?- powiedział, po czym przejechał palcami po jej policzku. Wzdrygnęłam się. Sama dokładnie znałam to uczucie. Zaczął ją całować po twarzy, potem zszedł na szyję i ssał lekko jej skórę. Zauważyłam jak z jej oczu wypływają łzy.

- Zostaw ją! – krzyknęłam.

            Wtedy odwrócił się i podszedł do mnie.

- Dzień dobry córeczko. Jak minęła noc? – zapytał. Nie odpowiedziałam. – Wrócę tu za jakieś dwie godziny. Mam nadzieję, że nie będziesz się beze mnie nudzić. – uśmiechnął się.
- O to się nie martw. – odpowiedziałam z odwagą, chociaż strach we mnie potęgował.

            Nastała głucha cisza, którą przerwało burczenie w moim brzuchu, no tak, nie jadłam nic od dwóch dni. Jak na zawołanie brzuchy moich przyjaciół także się odezwały. Spojrzałam na Draco. Tak bardzo cierpiał. Nagle przypomniałam sobie o nożu. Mój wzrok automatycznie powędrował w lewą stronę. Dalej tam wisiał. Znów próbowałam go dosięgnąć.

- Co Ty robisz? – zapytał blondyn.

- Próbuję ściągnąć nóż, nie widzisz? – moja dłoń była coraz bliżej narzędzia. W końcu po kilku minutach czy godzinach, nie miałam pojęcia ile minęło czasu, trzymałam w ręku nóż. W tej samej chwili usłyszałam otwierające się drzwi. Spanikowałam. Nie wiedziałam co robić, więc odchyliłam plecy i wrzuciłam tam nóż. Poczułam zimno, jakie biło od narzędzia.

- Już jestem maleńka. – powiedział Chris wchodząc do pokoju. Podszedł do mnie i znów zaczął mnie obmacywać. Gniótł moje piersi z taką siłą, że ból był nie do wytrzymania.

- Zostaw ją! – usłyszałam głos Malfoy’a i już wiedziałam, co go czeka. Czarnowłosy wyjął różdżkę z tylnej kieszeni.

-Crucio! – zaczęłam płakać. Mój krzyk mieszał się z krzykiem katowanego mężczyzny.

- Zostaw go! Słyszysz? Zostaw… - płakałam i krzyczałam głośno.

- Też chcesz się tak zabawić? – zapytał – Crucio!

            Tym razem zaklęcie trafiło we mnie. Zaczęłam krzyczeć. Czułam jakby każda moja kość z osobna była łamała. Wiłam się z bólu, czego wynikiem było wbijające się ostrze noża w moje plecy. W jednej chwili wszystko ustało. Otworzyłam oczy, ale widziałam jak przez mgłę. Kolejne zaklęcie, znów w Draco. Czułam jak serce pęka mi w pół. Pomimo tylu lat nienawiści po wojnie bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Nie wiem ile to trwało. Pół godziny, godzinę czy może więcej. Blondyn w końcu nie wytrzymał i zemdlał. Chris przeszedł do drugiego pomieszczenia. Wiedziałam, po co tam idzie. Blaise z Harrym wyrywali się, a Ginny i Pansy po prostu płakały. Czarnowłosy wrócił z tym samym pudełeczkiem, co wczoraj. Wyjął igłę i nić, i tak jak Pansy, zszył mu usta.

- Zooostaw go! – oczy bolały mnie od łez, głowa pękała w pół.

- Och… Nie martw się. Ciebie też to czeka. – nie wiele myśląc splunęłam mu pod nogi – I SIĘ TERAZ DOIGRAŁAŚ MALEŃKA!

            Wziął swoje przybory i podszedł do mnie. Lewą ręką złapał wargi, a prawą wbijał mi igłę. Każde ukłucie bolało, próbowałam się wyrwać, co skończyło się kolejnym uderzeniem w twarz. Dostałam prosto w oko, gdzie zaraz pojawił się krwiak przysłaniając mi cały widok. Czwarte ukłucie, supeł i koniec. Odniósł rzeczy na swoje miejsce i wrócił. Jego zimne dłonie po raz kolejny błądziły po moim ciele. Łzy leciały po moich policzkach. Ściągnął ze mnie koc. Dotykał moje ciało wszędzie, zaczynając od twarzy kończąc na wewnętrznej stronie ud. Odpiął pasek i zsunął spodnie.

- Tak lepiej. Cisza, spokój. Nikt nam nie przeszkodzi. – wymruczał mi do ucha. Ciarki przeszły po całym kręgosłupie. Wszedł we mnie niespodziewanie. Zszyte usta stłumiły krzyk. Jedno pchnięcie, jedna rana cięta na plecach. W pewnym momencie przestałam w ogóle czuć. Byłam pusta w środku. Zniknął ból, zniknęło całe moje życie. Pchał coraz mocniej i szybciej. Skończył na moim brzuchu. Choć oczy miałam otwarte to nic nie widziałam. Organizm nie nadążał produkować łez, które lały się strumieniami.

- Jesteś niezła kotku. – usłyszałam te zdanie jak przez nienastrojone radio. Ubrał się i wyszedł z pokoju. Jedyne, czego teraz pragnęłam to śmierci, ukojenia, wyzwolenia się z obślizgłych łap tego gada. Zamknęłam oczy i odpłynęłam w czarną otchłań.

***

            Siedziałam na kocu pod dębem. Przybiegł do mnie rozanielony mały blondynek z brązowymi oczami.

- Mamo! Mamo!! A Jessica wycarowała wielkiego pieska! – krzyczał szczęśliwy.

- Jak to wyczarowała? – zapytałam.

- No Twoja rózdzka lezała na safce i nią machnęła i pojawił się ten piesek. – dodał już z mniejszym entuzjazmem. Wzięłam go na ręce i szybko pobiegłam do domu. Weszłam do salonu i znieruchomiałam. Brązowowłosa dziewczynka siedziała na dywanie i w najlepsze bawiła się z psem sięgającym mi, co najmniej do pasa.

- Mamo zobacz, jaki on słodki. – powiedziała moja córeczka.

- Draco! – krzyknęłam na cały dom. Za chwilę ze schodów zszedł mój mąż.

- Zobacz, co zrobiła nasza córka. – powiedziałam.

- Skąd wziął się tu ten pies? – zapytał mój ukochany.

- Wyczarowała go! Rozumiesz? Nasza córka wzięła moją różdżkę i wyczarowała psa! – powiedziałam z wyrzutem.

- Zdolna jak jej mamusia! – odpowiedział z uśmiechem i przybił piątkę z dzieciakami jakby wyczarowanie zwierzaka było najzwyklejszą rzeczą na świecie dla ośmioletniej dziewczynki. Zawsze im na więcej pozwalał i rozpieszczał.
- Jess. Mówiłam Ci, że nie wolno ruszać mojej różdżki! – krzyknęłam, ale mała tylko podeszła do mnie, zrobiła maślane oczka i powiedziała:

- Mamuś. Przepraszam. Wiesz, że Cię kocham?

- Wiem skarbie.

- Ale możemy go zatrzymać? Proszę, proszę, proszę!!! – nie potrafiłam jej odmówić, gdy tym swoim wzrokiem spojrzała w moje oczy. Uśmiechnęłam się do niej.

- Ja się zgadzam, ale musisz się jeszcze taty zapytać. – odpowiedziałam, choć i tak wiedziałam, że odpowiedź będzie twierdząca. Gdyby, Jess i Scorpius poprosili o jednorożca to i by go dostali.

- Oczywiście córeczko!

- Super! Słyszałeś Sco? Mam pieska! – krzyczała uradowana Jess.

- W takim razie ja chce smoka! – powiedział obrażony młody Malfoy i założył ręce na piersiach.

Oboje z Draco roześmialiśmy się z miny synka.

- To nie jest śmieszne! – krzyknął.

- Kochanie to jest wasz piesek. – powiedziałam.

-Nas? – popatrzył na mnie, a w jego oczach zobaczyłam radość.

- Oczywiście, że wasz. – teraz odezwał się Draco.

- Supel! – powiedział i pobiegł do Jess, bawiącej się z psiakiem. Poczułam jak mój mąż obejmuje mnie w pasie. Wtuliłam się w niego i razem przypatrywaliśmy się wesołym dzieciakom.

- Kocham Cię Hermiono.

- Ja Ciebie też Draco.

            Ktoś brutalnie wyrwał mnie ze wspaniałego snu. Otworzyłam oczy i wróciłam do rzeczywistości. Nade mną stał Chris.

- No w końcu! Ile to można spać! – krzyknął ze złością w głosie. Zauważyłam w jego ręku strzykawkę z grubą, długą igłą i bezbarwnym płynem w środku. Nie miałam pojęcia co chce zrobić. Długo jednak nie musiałam czekać. Wbił mi ją w policzek tak, że ukuł mnie lekko w język. Zaczął wpuszczać płyn. Miałam nadzieję, że to trucizna. Jednak moje prośby nie zostały wysłuchane. To była zwykła woda. To samo zrobił z moimi przyjaciółmi.

- Nie chce, żebyście mi tu padli z braku wody. – powiedział tak spokojnie, jakby mówił o pogodzie.


            Tak mijały kolejne dni. Gwałcił mnie kilka razy dziennie, nie świadomy tego, że przy każdym pchnięciu powstaje nowa rana na plecach. Nie zwracał uwagi na nic, kończył we mnie. Już nie krzyczałam, nawet łzy nie chciały lecieć. Pustka, która mną zawładnęła dawała ukojenie. Nie czułam bólu, tylko lekko piekące plecy, nie dawały mi zapomnieć, w jakim miejscu się znajduje.

***

            Widziałem jak z jej oczu znikają wszystkie uczucia i zostaje pustka. Ta jebana pustka! Płakałem. Tak ja, Draco Lucjusz Malfoy - człowiek bez uczuć z kamienną twarzą pozwolił na wypłynięcie łez z oczu. Dni mijały, a on dalej nie zostawił jej w spokoju. Z każdym zadanym jej bólem moje serce pękało, a ciało rwało się do tego by zabić Chrisa.
            Tak minął tydzień może więcej.  Gdy wszyscy straciliśmy już nadzieję na jakąkolwiek pomoc, stało się nieoczekiwane. Gdy Chris, jak codziennie, podawał nam wodę przez strzykawki, do pomieszczenia wparowało pięciu czarodziei. Zobaczyłem rudą czuprynę i od razu rozpoznałem w niej Rona Weasley’a. Zaraz za nim stał minister magii, Rufus Scrimgeour, Artur i Molly Weasley, i na końcu McGonagall.
- Expelliarmus! – krzyknęła cała piątka w stronę Chrisa. Czerwone światło uderzyło w jego pierś i stracił przytomność. McGonagall od razu podniosła jego różdżkę z podłogi, połamała ją na pół i związała go niewidzialnymi linami. Reszta podeszła do nas, odwiązując każde po kolei. Ginny wtuliła się w rodziców, Harry podszedł do Pansy, a ja swoje kroki skierowałem do byłej gryfonki. Spojrzała na mnie z tą cholerną pustką w oczach. Odwiązałem jej ręce i nogi, i szczelnie okryłem kocem, który leżał obok. Było jej wszystko jedno. Widziałem to. Powoli zbliżyłem się do niej z zamiarem przytulenia, nie odtrąciła mnie, też także nie objęła.

- Draco. – usłyszałem głos Ginny. Spojrzałem na nią. Jej matka podeszła do mnie i wyszeptała jakieś zaklęcie. Poczułem, że moje usta są wolne. Dotknąłem ich, nici zniknęły, ale dziury po igle nadal tam były. Teraz magiczny patyk skierowała na Hermionę. Kolejne zaklęcie i następne uwolnione usta.

- Dajcie mi różdżkę! – powiedziałem ochrypłym głosem. Ktoś bez wahania mi ją dał. Zdziwiłem się, gdy rozpoznałem w niej swoją własną. Rozejrzałem się po pokoju, oprócz mnie i przyjaciół nie było nikogo. Szybko wyjąłem nóż z pod pleców Hermiony i przetransmitowałem koc w jakieś ubrania. Pomogłem jej je założyć. Do pomieszczenia wszedł Rudy.

- Co Ty tu robisz? Przecież byłeś w Rumunii. – zapytałem.

- Byłem. Napisałem list do Hermiony. Zawsze dostawałem odpowiedź ma drugi dzień. Gdy minęło trzy dni od listu zacząłem się niepokoić. Wysłałem sowę do rodziców z zapytaniem czy wiedzą co się dzieje z Hermi. Powiedzieli, że wyjechaliście szóstką za miasto, ale myśl, że stało się coś złego cały czas mnie męczyła. Wróciłem do domu. Rodzice powiedzieli mi dokładnie gdzie mieliście być. Teleportowałem się tam, ale nikogo nie było. Wtedy zabraliśmy się za szukanie was. Było ciężko, bo ten dom był dobrze ukryty. Przypomniało mi się jednak bardzo pożyteczne zaklęcie, które wymyśliła Hermiona. Wróciliśmy do domu po jakąś rzecz Ginny i zaczarowaliśmy ją, żeby szukała swojej właścicielki. Tak was tu znaleźliśmy.

            Słuchałem tej opowieści w nie małym szoku. Nie wiedziałem, że Weasley wykaże się kiedykolwiek taką inteligencją. Moje rozmyślania przerwał głos dochodzący z korytarza.

- Nikogo więcej nie ma. Możemy zabrać ich do Munga. – rozpoznałem w nim Rufusa.

            Wziąłem Mionę, a raczej jej ciało, bo psychicznie była zupełnie gdzie indziej, na ręce i teleportowaliśmy się wszyscy do szpitala. Uzdrowiciele od razu się nami zajęli.

***

            Leżałam na łóżku. Słyszałam, że ktoś wchodzi do domku, ale było mi wszystko jedno. Widziałam jak świsnęło czerwone światło. Różne głosy rozchodziły się po pomieszczeniu. Poczułam, że ktoś do mnie podchodzi. Spojrzałam w tamtą stronę. Moje oczy, spotkały oczy Draco. Widziałam w nich troskę i strach o mnie. Jednak nie mogłam się odwdzięczyć tym samym. Odwiązał mnie i okrył szczelnie kocem. Zaczął się do mnie przybliżać. Wiedziałam, że chce mnie przytulić. Nie byłam w stanie zrobić jakiegokolwiek ruchu. Po kilku sekundach poczułam, że moje wargi są uwolnione od nici. Cały czas patrzyłam się w jeden punkt. Poczułam jak Draco ściąga koc, daje mi ubrania i pomaga założyć. Ktoś wszedł do pomieszczenia. Zauważyłam Rudą czuprynę mojego przyjaciela. Rozmawiał o czymś z Draco, ale ja słyszałam tylko szum. Poczułam jak Blondyn bierze mnie w ramiona. Moje ciało było bezwładne. Po chwili teleportowaliśmy się z głuchym trzaskiem.

            Leżałam na łóżku w śnieżnobiałym pokoju. Przy mnie na krześle siedział Malfoy. Od kiedy jesteśmy w szpitalu nie odstępuje mnie na krok. Od tego feralnego tygodnia, minęło dwa miesiące. Dalej czułam się pusta w środku i choć mogłam mówić, nie potrafiłam wykrztusić z siebie ani słowa. Wszyscy po kolei mnie odwiedzali. Dziś miały być wyniki badań. Uzdrowiciel usiadł na krześle, a Draco stanął obok i trzymał mnie za rękę.

- Jak się Pani czuje? – zapytał – Mam wyniki badań. Ogólnie są dobre. Nie jest pani na nic chora tylko… - zawiesił się.

- Tylko co? – zapytał Draco jakby czytając mi w myślach.

- Jest pani w ciąży. – powiedział uzdrowiciel i spuścił wzrok na swoje kolana.

            Te cztery słowa wyrwały mnie z pustki w jakiej byłam przez ostatnie miesiące. Gwałtownie usiadłam na łóżku. Ścisnęłam mocniej dłoń przyjaciela.

- Jeżeli pani chce możemy usunąć ciążę. - powiedział doktor.

- Nie – odpowiedziałam od razu – to nie jego wina. Nie mogę odebrać mu życia.

            Dziwnie było słyszeć własny głos po takim czasie.

- Jesteś pewna Miona? – zapytał Draco.
- Tak.

            Od momentu gdy dowiedziałam się o ciąży minęło dziewięć lat. Teraz jestem szczęśliwą panią Malfoy z dwójką dzieci. Ośmioletnią Jess i pięcioletnim Scorpiusem. Jestem bardzo wdzięczna Draco, że się mną zaopiekował i pokochał tak jak ja go kocham. Mój piękny sen stał się rzeczywistością. Dementorzy zajęli się Chrisem. Pansy wyszła za Harry’ego i mają wspaniałego synka. Blaise ożenił się z Ginny i po ich domu biegają dwa małe szkraby. Potterowie i Zabini często goszczą u nas w domu. Jess nie wie kto jest jej prawdziwym ojcem. Stwierdziliśmy z Draco, że tak będzie lepiej dla nas wszystkich.

            Opowiedziałam wam swoją historię. Teraz już czas zostawić przeszłość za sobą i zająć się tym co w życiu jest najważniejsze. Rodziną. 



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witam :)

Długo mnie nie było, ale w końcu udało się wyskrobać ostatnią część :)

Chciałam bardzo PODZIĘKOWAĆ Saszce za sprawdzenie moich wypocin :)

Zapraszam do niej! 
http://beatus-qui-tenet.blogspot.com

Pozdrowienia Mionka Malfoy :)