wtorek, 10 grudnia 2013

Prawda Cz. I

Czy zastanawialiście się kiedyś, czym jest śmierć? Jak to jest, stracić najbliższe osoby? Bać się o swoje życie? Być bezradnym, w obliczu czyjegoś cierpienia? Ja i piątka moich przyjaciół, doskonale o tym wiemy. W ostatnich czasach, baliśmy się nie tylko o życie swoje, ale i najbliższych. Każdy, swój ból przeżywał inaczej. Może i wygraliśmy wojnę z najpotężniejszym czarnoksiężnikiem na świecie, tyle, że, śmierć zebrała wielkie żniwo z tej bitwy. Pansy straciła ojca, Blaise i Draco matki, Ginny brata, a ja straciłam i ojca i matkę. Harry cały czas się obwinia za śmierć tylu ludzi, którzy poświęcili się, byśmy my teraz mogli żyć w spokoju. Jednak nie jesteśmy w stanie cały świat uchronić przed złem. Wszystko powoli wracało do normy. Ludzie zaczęli wychodzić z domów, z kryjówek na światło dzienne. Myśleliśmy, że to już koniec. Koniec cierpienia, bólu i rozpaczy. Jak bardzo się wtedy myliliśmy. Tortury, które przeszłam w Malfoy Manor przez Bellatrix, były niczym w porównaniu do tego, co czyhało na mnie za rogiem. Nazywam się Hermiona Granger i opowiem wam moją historię.
            Był piątkowy wieczór. Szłam jedną z Londyńskich ulic na spotkanie z przyjaciółmi. Od samego rana chodziłam jakaś poddenerwowana. Może dlatego, że miał być to nasz pierwszy wypad za miasto po stracie bliskich. Skręciłam w ciemną uliczkę i rozejrzałam się czy wokół nikogo nie ma. Już miałam się teleportować do Dziurawego Kotła, gdy ktoś jedną ręką zakrył mi usta a drugą przyłożył szmatkę do mojego nosa. Zanim zemdlałam poczułam słodkawy zapach chloroformu.
            Otworzyłam oczy, ale nie znajdowałam się tam gdzie powinnam. Leżałam na łóżku w jakimś nieznanym mi pomieszczeniu. Jedynym źródłem światła była dogasająca świeczka stojąca na stoliku w rogu pokoju. Chciałam wstać, lecz w tym samym momencie poczułam ucisk na nadgarstkach i nogach. Moje kończyny przypięte były grubymi pasami do ram łóżka. Nie mogłam się ruszyć. Usłyszałam ciche kroki, jakby ktoś schodził ze schodów. Był coraz bliżej, a moje serce coraz mocniej biło ze strachu. Jedno machnięcie różdżką i w pokoju zrobiło się jasno od świec. Wtedy Go zobaczyłam. Mężczyzna w podeszłym wieku, z prostymi i czarnymi do ramion włosami, średniego wzrostu szedł w moją stronę z wyciągniętym przed siebie magicznym patykiem. Chciałam krzyczeć, wtedy dopiero uświadomiłam sobie, że mam usta sklejone jakimś mugolskim klejem. Rozejrzałam się po pokoju. Nie byliśmy sami. Po obu moich stronach dosłownie wisieli moi przyjaciele. Harry, Ginny, Blaise, Draco i Pansy. Tak samo jak ja nie mogli się ruszyć, przywiązani do belki pod sufitem za ręce. Spojrzałam na powrót na mężczyznę. Nie śpieszyło mu się. Dotknął swoimi zimnymi palcami mojego policzka. Przeszedł mnie dreszcz. Złapał mnie pod brodę, bym spojrzała mu w oczy. Czułam się jakbym patrzyła w lustro. Jego oczy miały taki sam odcień czekolady jak mój.

- Witaj córeczko - powiedział swoim lodowatym głosem i jednym ruchem różdżki pozbył się mojej koszulki. Leżałam tak półnaga, a on wpatrywał się we mnie z wielkim pożądaniem – Pobawimy się trochę.

Zaczęłam się wyrywać, ale ból był niewyobrażalny. Przeniósł swoje chłodne palce z mojego policzka na obojczyk potem zjechał na piersi, gdzie zatrzymał się na dłużej. Łzy ciurkiem leciały mi po twarzy. Kim on jest i czego ode mnie chce? Dlaczego nazwał mnie swoją córką? Nie byłam w stanie w tej chwili o tym myśleć. Jego ręce zaczęły śmielej błądzić po moim ciele. Szarpałam się mocniej. Nagle poczułam ból na policzku, to On mnie uderzył.

- Zamknij się!! – krzyknął ze zdenerwowaniem w głosie, po czym zerwał ze mnie resztę ubrań.  Czułam się upokorzona jak nigdy dotąd. Piątka moich przyjaciół oglądała mnie nago nic nie mogąc na to poradzić. Zdjął spodnie i jednym szybkim ruchem znalazł się we mnie. Sklejone usta stłumiły mój krzyk bólu. Pchał coraz mocniej i szybciej nie zwracając na nic uwagi. Gdy miał kończyć usłyszałam wrzask.

- Zostaw ją ty psychopato!!

To Pansy rozerwała sklejone usta. Krew sączyła się po brodzie spadając kropla po kropli na dekolt.

- Pozwoliłem Ci się odezwać DZIWKO!! – krzyknął na całe pomieszczenie. Podszedł do niej i uderzył z otwartej dłoni w twarz. Z kącików jej ust mocniej zaczęła spływać gorąca ciecz. Założył spodnie i poszedł do innego pokoju.

- Hermiona! – tylko tyle była w stanie powiedzieć. Zaczęła głośno płakać. Po około 2 minutach wrócił niosąc ze sobą jakieś pudełko. Wyjął z niego igłę i nić chirurgiczną, i podszedł do Pansy. Złapał ją mocno za wargi, jednak ona nie dawała za wygraną. Ugryzła go w rękę.

- Nie dotykaj mnie zboczeńcu!

- Nie będziesz mi mówić, co mam robić. SUKO!! Patrz! – pokazał jej zakrwawioną dłoń – Pożałujesz tego! – po raz kolejny ją uderzył, ale tym razem z pięści. Podszedł do stolika, wziął jakąś szmatę i zawinął sobie rękę.

- Nie chciałaś po dobroci to się pomęczysz.! Crucio!! – krzyk katowanej dziewczyny rozniósł się po całym pomieszczeniu. Zamknęłam oczy. Nie mogłam znieść takiego widoku. Momentalnie zrobiło się cicho. Odważyłam się uchylić powieki i spojrzeć w stronę przyjaciół. Harry wyrywał się z całych sił, Ginny płakała, Draco i Blaise próbowali rozerwać sklejone usta. Kolejne zaklęcie i kolejny krzyk. Tym razem o wiele dłuższy.

- Nie martw się maleńka. Skoro tak bardzo pragniesz, z tobą też się pobawię. – jego lodowaty głos przenikał do szpiku kości. W końcu wszystko ustało. Wiedziałam, że Pansy jest ledwo żywa. Spojrzała na mnie zapłakanymi, pełnymi bólu i cierpienia oczami i wypowiedziała bezgłośne „przepraszam”. Jej głowa zawiła bez ruchu. Zemdlała. Czarnowłosy mężczyzna ponownie wziął igłę i nić i złapał jej usta. Domyśliłam się, co chce jej zrobić. Powoli z wielką dokładnością, jakby robił to codziennie, zszywał jej wargi. Zrobił na końcu supeł i przeciął nici. Po odłożeniu wszystkiego na miejsce znów podszedł do mnie. Jego chłodne dłonie po raz kolejny zaczęły wodzić po moim ciele.

- Och… Cóż za maniery. Nawet się nie przedstawiłem. – odszedł kawałek i usiadł na fotelu – Nazywam się Chris Granger. Jak widać jestem czarodziejem. – wstał z miejsca i zwrócił się do mnie. – Dwadzieścia lat Cię szukałem. Dwadzieścia lat żyłem nie wiedząc czy kiedykolwiek będzie mi dane Cię ujrzeć. Nie wiedziałem nawet czy mam syna czy córkę.
Jako jedyny z rodziny jestem czarodziejem. Kiedy dostałem list z Hogwartu rodzice uznali to za głupi żart. Spalili go w kominku, ale na jednym się nie skończyło. Codziennie przychodziło ich więcej. W końcu sam Dumbledore po mnie przybył. Rodzice nie chcieli wierzyć w magię dopóki im nie udowodnił, że ona naprawdę istnieje. Przez długi czas wyzywali mnie, że jestem dziwadłem. Wysłali mnie do Durmstrangu. Pewnie zastanawiacie się jak mnie tam przyjęli skoro jestem mugolakiem? Otóż moi „kochani” rodzice rozmawiali z dyrektorem Hogwartu na temat innych szkół. Opowiedział im o tej szkole, że znajduje się daleko od Londynu. I to im wystarczyło. Poprosili go, żeby porozmawiał z tamtym dyrektorem o przyjęcie mnie. Karkarow nie był z tego zadowolony. Tradycją było, że tylko czystokrwiści i półkrwi czarodzieje tam chodzą. Po rozmowie z Albusem dał się jednak namówić. Spędziłem tam pół życia ucząc się czarnej magii. Byłem jednym z najlepszych uczniów, dlatego tam mnie trzymano. Do domu wracałem tylko na wakacje, które spędzałem zamknięty w pokoju. Wiele godzin wpatrywałem się w okno. Zaciekawiło mnie, dokąd mój starszy brat wymykał się nocami. Postanowiłem go śledzić. Nieświadomy tego, co robię zaprowadził mnie do parku. Wtedy zobaczyłem, do kogo tak chodzi. Nie minęło dwa tygodnie i przyprowadził ją do domu. Przedstawił oficjalnie rodzicom i mnie, bo oczywiście tak wypadało. Jane Walker. Po miesiącu spotykania się z moim bratem zacząłem ją darzyć wielką sympatią. Ukrywaliśmy się przed światem. Jednak ja musiałem wrócić do szkoły. Wtedy przysięgliśmy sobie, że kiedy ukończę edukacje ona zostawi mojego brata i zwiąże się z mną. Jednak mój brat, George Granger, walczył cały czas o nią. Gdy wróciłem ich już nie było. Rodzice też nie wiedzieli gdzie wyjechali. Po prostu zniknęli. Szukałem ich siedem długich lat. Natknąłem się na Jane całkiem przypadkiem. Był grudzień 1978 roku. Przechadzałem się ulicami Manchesteru, bo tam okresowo mieszkałem, gdy pewna brązowowłosa kobieta przykuła moją uwagę. Poszedłem za nią z ciekawości. Owa kobieta okazała się być tą, którą tak bardzo kochałem. Zaczepiłem ją. Z początku mnie nie poznawała, dopiero jak zobaczyła moją twarz zrozumiała, kogo ma przed sobą. Ucieszyłem się na jej widok jak małe dziecko. Później wszystko potoczyło się samo. Kolacja, hotel, upojna noc. Wstając rano z łóżka miałem nadzieję, że ją zobaczę. Jakie było moje zdziwienie, gdy otworzyłem oczy a oprócz mnie nikogo więcej w pokoju nie było. Znów mi uciekła. W kwietniu 1979 roku wróciłem do Londynu. Wtedy dowiedziałem się, że Jane od dwóch lat nie jest już Walker tylko Granger i jest w czwartym miesiącu ciąży. Wszystko się zgadzało. To było moje dziecko. Znów zacząłem jej szukać, ale na próżno. Dopiero po upadku Czarnego Pana dowiedziałem się o nie jakiej Hermionie Granger, która pomogła Wybrańcowi zgładzić Voldemorta. Tak służyłem mu. Postanowiłem Cię poszukać. Od pół roku Cię obserwuje, ale zawsze byłaś wśród swoich przyjaciół. Któregoś dnia podsłuchałem waszą rozmowę o wyjeździe z miasta. Zaczaiłem się i tak o to znajdujesz się tutaj. W moim domku w lesie.
Nie chciałam w to wierzyć. To był jakiś absurd. Jego historia była tak nie dorzeczna, że aż prawdziwa. Nie wiedziałam co mam robić czy śmiać się czy płakać.  Byłam zdezorientowana. Tyle pytań nasunęło mi się do głowy, ale żadnego nie mogłam zadać. Chris widząc moją twarz wyrażającą i ciekawość i niedowierzanie podszedł do mnie, wyciągnął różdżkę i szepnął jakieś zaklęcie. Poczułam, że moje usta są wolne.

- To nie prawda co ty opowiadasz…

- Tak? A jak wytłumaczysz swój kolor oczu? – Trafił w sedno. Nie miałam pojęcia. – Jane miała zielone a George niebieskie…

- Ty nawet nie jesteś podobny do mojego ojca.- Zaczął się śmiać na cały dom.

- Ponoć jesteś najmądrzejszą czarownicą. Nie wiesz, że nie zawsze rodzeństwo musi być podobne?

- Skoro jak twierdzisz, że mój tata to twój brat, to równie dobrze mogłam odziedziczyć tą cechę po tobie.

- Hmm… Jednak trochę myślisz. – prychnęłam. – Ale spójrz fakty mówią same za siebie. 

- Dlaczego mam Ci niby wierzyć?

- Może dlatego, że jesteś teraz uzależniona ode mnie?

- Nie jestem od nikogo uzależniona.

- Och.. Serio? To wstań i wyjdź z stąd.

Nie odezwałam się ani słowem. Harry, Draco, Ginny i Blaise przysłuchiwali się naszej absurdalnej rozmowie. Pansy nadal była nie przytomna. Nie potrafiłam pozbierać myśli. Czy to w ogóle możliwe? Czy naprawdę ten mężczyzna, który stoi przede mną może być moim ojcem? Z jego opowiadania wynika, że tak. Ale równie dobrze mama mogła zajść w ciążę z tatą.

- Skąd wiesz, że jestem Twoją córką? Równie dobrze moim ojcem może być George.  – nigdy nie mówiłam do taty po imieniu, ale teraz już niczego nie byłam pewna.

- Proszę Cię. Mój brat był strasznym nieudacznikiem. To po pierwsze. A po drugie George był bezpłodny.

- Nie wierze w ani jedno Twoje słowo. – powiedziałam z odwagą w głosie. Podszedł do mnie. Położył dłoń na moim policzku. Spojrzał mi w oczy i powiedział:

- Zaraz się przekonasz, że mówię prawdę.

            Wyszedł z pokoju. Spojrzałam na chłopaków. Mieli dziwny wyraz twarzy. Tak samo jak ja byli zdezorientowani. W oczach Draco zobaczyłam troskę. Martwił się o mnie. Usłyszałam, że Chris wraca do pokoju. Niósł ze sobą jakąś malutką fiolkę.

- Czy wiesz, co to jest? – zapytał.

            Płyn był bezbarwny. Domyślałam się.

Veritaserum. – szepnęłam sama do siebie.

- Dokładnie. Więc jeżeli mi nie wierzysz wypiję trochę i wtedy zadasz mi pytania, które Cię dręczą.
            Nagle przez moje ciało przeszedł dreszcz. Uświadomiłam sobie, że nadal leże naga. Mój domniemany ojciec zdjął z fotela koc i mnie przykrył. Odkorkował fiolkę, przechylił i cztery krople wpadły do przeźroczystego naczynia, jak sądzę, z wodą.

- Gotowa? – Nie odpowiedziałam. Byłam zbyt zszokowana całą sytuacją. Przechylił szklankę i wypił całą jej zawartość. Zachodziłam się w głowę, od czego zacząć..

- Czy to, co opowiadałeś o swojej przeszłości to prawda?

- Tak. Najszczersza prawda. Nic nie zmyśliłem.

- Skąd wiesz, że George jest bezpłodny?

- Po zakończeniu szkoły, gdy wróciłem do domu i dowiedziałem się, że mój brat uciekł z Jane poszedłem do jego pokoju poszukać jakiejś wskazówki gdzie mogliby wyjechać. Szperałem po szafkach. Znalazłem jego ulubioną książkę „Walden", czyli Życie w lesie” z 1854 roku  Henrego Davida Thoreau i zacząłem ją przeglądać, wtedy wypadła karteczka. Podniosłem ją z ziemi i przeczytałem. Były to wyniki badań. Wtedy dowiedziałem się, że George jest bezpłodny.

            Czyli to jednak prawda. Jestem jego córką.

- Skoro jestem Twoją córką, dlaczego mi to robisz? Dlaczego robisz to moim przyjaciołom? – zapytałam ze łzami w oczach.

- To jest kara za to, jaka była Twoja matka. Za to, że mnie zostawiła. Za to jak mnie potraktowała. Mówiła, że mnie kocha, że odejdzie ze mną, gdy tylko skończę szkołę.

- A co mają do tego moi przyjaciele?

- Jak to co? Wiem jak jesteś z nimi związana. Każdy ich ból jest Twoim bólem. Chciałabyś wziąć ich problemy na siebie, aby tylko nie cierpieli.  Ahh… Jane też taka była…

- Skąd wiesz, że była a nie jest dalej?

- Hahaha.. Sam wymierzyłem im taką karę.

-Czyli…. Czyli to Ty ich zabiłeś!!!! – łzy zaczęły mi cieknąć po policzkach. – Jak mogłeś ty podły, chamski, zgorzkniały zboczeńcu!

- Licz się ze słowami GÓWNIARO! – krzyknął i uderzył mnie z całej siły w twarz. – Jeżeli się nie zamkniesz skończysz jak Twoja koleżaneczka! Tak zabiłem ich. Zasłużyli sobie na to. Jane nie powinna przede mną ukrywać, że mam córkę. Nie mam pojęcia jak ten nieudacznik mógł uwierzyć, że to jego dziecko wiedząc, że nie może ich mieć. Zawsze był głupi i naiwny, ale nie masz co się martwić, wszystkiego dowiedział się przed śmiercią. Nie wierzył w to na początku. W końcu Jane się do wszystkiego przyznała.

- A teraz śpij, żebyś jutro miała siły na kolejne zabawy. – dodał po chwili ciszy i wyszedł z pokoju zostawiając zapalone świeczki.

            Nie mogłam uwierzyć w to, czego się dzisiaj dowiedziałam. Mój ojciec tak naprawdę nie był moim ojcem. Matka zdradziła go po ślubie. W sumie zdradziła go jak tylko poznała Chrisa. Oszukiwała George’a  i mnie przez tyle lat. Jak mogła żyć wiedząc, że nie jestem córką jej męża? A tata? Jak musiało go boleć, że całe życie jego żona mydliła przed nim oczka? Wiedziałam, że ojciec miał brata, ale nigdy mi o nim nie opowiadali. Teraz mam okazję poznać tyrana, który okazał się być tym, przez którego jestem na świecie.

- Musimy się jakoś stąd wydostać. – powiedziałam do przyjaciół. Zauważyłam pytający wzrok Rudej.

- Nie wiem jak Ginny. Trzeba coś wymyślić zanim ten kretyn zrobi nam o wiele gorsze rzeczy niż przywiązanie do łóżka czy za ręce pod sufitem.

            Od natłoku myśli zaczęła boleć mnie głowa. Było mi strasznie zimno. Spojrzałam jeszcze raz na przyjaciół i stwierdziłam, że ja w porównaniu do nich mam bardzo wygonie. Przynajmniej leżałam a nie zwisałam z sufitu. Ginny zasnęła, Harry i Blaise też byli już na wykończeniu. Tylko Draco nie próbował nawet przymknąć powiek. Patrzeliśmy sobie w oczy. W jego błyszczały łzy. Łzy bólu. Wiedziałam, że chce mi pomóc. Po policzkach pociekła mi mokra ciecz. Odwróciłam głowę, żeby nie widział mojego cierpienia.

- Hermiono. Nie płacz – Usłyszałam i gwałtownie odwróciłam się w jego stronę. Usta miał we krwi. – Wymyślimy coś. Damy radę.

- Nie wiem Draco. To jest mój ojciec. Mój ojciec. Rozumiesz? – Rozpłakałam się. – Jak on mógł? Ten podły człowiek, nie to nawet nie jest człowiek, stworzenie, on zabił moich rodziców. Jak ja mam teraz wytrzymać…

- Miona. Poradzimy sobie! Tylko trzeba coś wymyślić.- powiedział do mnie Draco.

- Jestem okropnie zmęczona i boli mnie całe ciało.- powiedziałam przez łzy.

- Ty spróbuj zasnąć, a ja spróbuje coś wymyślić. – po tych słowach się trochę uspokoiłam. Draco nigdy nie rzucał słów na wiatr.

- Posłuchaj mnie. – powiedziałam, bo do głowy wpadł mi pomysł – Nie mam pojęcia ile będziemy tu tkwić, ale zapewne jeszcze nie jedną noc spędzę w tym brudnym łóżku. Przez cały dzień masz się nie odzywać ani słowem cokolwiek by się nie działo. Rozumiesz? Nawet jakby mnie katował! Tylko wtedy będziemy mogli rozmawiać w nocy.

- Ale..

- Nie ma żadnego „ale” Draco. – przerwałam mu – Obiecaj mi to!

- Nie mogę.

- Proszę Cię. Wymyślimy coś razem jutro jak tylko nadarzy się okazja. Jeżeli on zorientuje się, że możesz mówić postąpi z Tobą jak z Pansy. – Martwiłam się o niego. Wiedziałam, że jest silny, ale w tej sytuacji, co się znaleźliśmy, nawet najtwardszy człowiek by poległ. – Proszę Cię tylko o to byś był cicho. To naprawdę nie jest dużo.

- Obiecuje, ale nie obiecuje, że jak dorwę tą kanalie to oszczędzę mu życia. – wysyczał przez zaciśnięte ze złości wargi.

-Bardzo chętnie Ci w tym pomogę – odpowiedziałam.



- Przepraszam – powiedziałam po chwili milczenia.

- Za co? – nie krył zdziwienia na twarzy.

- Za to, że musicie tu być. Gdyby nie ja nie było by was tutaj. Byście bezpiecznie siedzieli w domu. – znów łzy spływały po moich policzkach.

- Co Ty gadasz za głupoty? Nikt do Ciebie nie ma pretensji. Jesteś naszą przyjaciółką. Rozumiesz? Oddałbym za Ciebie życie! – patrzył się na mnie jakbym była całym jego światem. Nie chciałam psuć takiej chwili. Cały czas czułam się winna temu, że oni są tu ze mną. Gdybyśmy nie byli przyjaciółmi to oni nie musieliby teraz wisieć pod sufitem za ręce i patrzeć jak mój własny „ojciec” mnie gwałci.
            W pomieszczeniu nastała błoga cisza. Piątka moich znajomych już spała. Świeczki już się prawie wypaliły. Spojrzałam w lewą stronę i coś przykuło moją uwagę. Nie daleko mnie na ścianie wisiał średniej wielkości nóż. Żebym tak mogła go tylko dosięgnąć. Starałam się ręką go złapać, lecz był za daleko. Nie miałam siły z nim walczyć. Opadłam bezwładnie na łóżko. Zamknęłam oczy modląc się w duchu, że to, co tu się dzieje, jest tylko złym snem. Rano wstanę w swoim łóżku i  jak codziennie zejdę na dół na śniadanie. Z takimi myślami odpłynęłam w krainę morfeusza.


                              ~~||~~                         ~~||~~                       ~~||~~
Pierwsza notka za mną. Czekam na komentarze zgodne z waszymi odczuciami. Powiedzcie co można zmienić by lepiej się czytało. 
Pozdrowienia Mionka Malfoy :) 

Trzy knuty na powitanie!

Witajcie na moim blogu. Jak widać blog będzie o tematyce Dramione, którą po prostu kocham. Postanowiłam jednak przed opowiadaniem wstawić taką jakby miniaturkę sprawdzając czy w ogóle powinnam pisać :) Życzę miłego czytania :) I proszę o szczere komentarze i nie obrażę się jak ktoś powie mi, że mam zaprzestać to robić. To pierwsze w mojej karierze opowiadanie.

Pozdrowienia Mionka Malfoy ;)